W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Dziś jest czwartek 25 kwietnia 2024 r. Godzina 15:09

Tydzień bez samochodu

Bez samochodu? Czy to w ogóle możliwe? Z pewnością nie do końca, chociaż coraz więcej miast w Europie decyduje się na ograniczenia związane z obecnością aut osobowych w centrum oraz w dzielnicach atrakcyjnych turystycznie. I nie chodzi tu tylko o ekologię (np. zakaz wjazdu samochodów napędzanych silnikami Diesla, który wprowadziło już wiele aglomeracji na naszym kontynencie), ale przede wszystkim o dobro mieszkańców. Ale czy oni to rozumieją i popierają?


Zaczyna się od protestów

 Eksperci od inżynierii ruchu potwierdzają, że scenariusz ograniczeń ruchu aut, niemal w każdym przypadku wywołuje sprzeciw społeczny. Ludzie, którzy przyzwyczaili się do jeżdżenia samochodem po bułki do piekarni odległej o dwieście metrów od domu, bronią tego przywileju jak wolności i niepodległości. Piszą petycje, protestują, w konsultacjach społecznych wypowiadają się zdecydowanie przeciwko ograniczeniu ruchu aut osobowych. Dalsze kroki zależą od władz lokalnych.

Władze samorządowe – od Lizbony po Lwów – protestów nie lubią i upatrują w nich niezadowolenia społeczności lokalnej, które potem może obrócić się przeciwko nim w wyborach. A jednak coraz częściej słyszy się o decyzjach gospodarzy miast, którzy decydują się na ryzyko utraty sympatii i głosów „samochodziarzy”, wprowadzając ograniczenia ruchu pojazdów spalinowych w niektórych obszarach miast.

            Dobrym przykładem może być tu Gdynia, której samorząd podjął decyzję o wycofaniu samochodów osobowych z północnej części Orłowa, czyli okolic tutejszego molo tłumnie odwiedzanego przez turystów. Ulicę, która prowadzi nad morze zamknięto znakami zakazu ruchu, a w górnej części umieszczono wygodny parking dla zmotoryzowanych amatorów tego zakątka miasta. Z parkingu można przejść do molo spacerem (kilka minut) lub przejechać meleksem. Protesty oczywiście były, ale szybko ucichły
i zamieniły się w głosy zadowolenia. „Wyrzucili samochody i przyciągnęli ludzi. Gdynia pokazała, że się da.” – oto nagłówek tekstu w „Gazecie Wyborczej” sprzed kilku dni, który podsumowuje decyzję radnych, udowadniając, że ograniczenie ruchu dało same korzyści, a atrakcyjność turystyczna Orłowa zamiast zmaleć – wzrosła (https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,27483885,wyrzucili-samochody-i-przyciagneli-ludzi-gdynia-pokazala-ze.html).


Odwaga burmistrza Pontevedry

            O ile władze Gdyni wprowadziły ograniczenia ostrożnie i na niewielkim obszarze, o tyle burmistrz 80-tysięcznego miasta Pontevedra w hiszpańskiej Galicji poszedł jeszcze dalej. Nie patrząc na sondaże swojej popularności zaczął urzędowanie od zamiany historycznego centrum miasta w deptak,
a potem jego działania szły dalej. Dziś ruch samochodowy w śródmieściu Pontevedry został ograniczony o…97 procent (!). Miasto, choć przemysłowe, chlubi się powietrzem zaliczanym do najczystszych w kraju, a ostatni wypadek drogowy ze skutkiem śmiertelnym miał tu miejsce w 2011 roku. Ale największym osiągnięciem burmistrza Miguela Loresa jest…zmiana mentalności mieszkańców. Kiedy po raz pierwszy w 1999 roku próbował ich namówić do rezygnacji z jeżdżenia samochodem po każdy drobiazg na niewielkie odległości, spotkał się z falą gniewu. Dziś jest uznawany za najlepszego gospodarza Pontevedry i rządzi piątą kadencję. A miasto uważane jest za ikonę aktywistów całej Europy postulujących powrót do komunikacji pieszej i rowerowej.


Nic na siłę

            Ograniczenia w ruchu samochodów wymagają mądrości, delikatności, argumentów i perswazji. Takich spraw nie załatwia się nakazami. Pontavedra stopniowo wprowadzała nową organizację ruchu ulicznego, ograniczała wjazd samochodów w miejsca atrakcyjne turystycznie, montowała ograniczniki prędkości, wprowadzała konsekwentną politykę parkingową, budowała ciągi piesze. Ale przede wszystkim tłumaczyła mieszkańcom potrzebę zmian i uświadamiała im, że bronią przyzwyczajeń, które nie mają nic wspólnego z rozsądkiem. Przełomem było upowszechnienie wszędzie, gdzie tylko się dało infografiki, która pokazywała, ile minut potrzeba na pokonanie pieszo odległości między najważniejszymi punktami śródmieścia. Nagle okazało się, że w mieście wszędzie jest blisko.

 A co w Świnoujściu?

             Jeden z trzech scenariuszy przyszłości transportu, komunikacji i ruchu
w mieście, nazywany roboczo „koncepcją zorientowaną na mieszkańców” zakłada ograniczenia ruchu samochodów w centrum i dzielnicy nadmorskiej, kosztem rozbudowy dróg przeznaczonych dla pieszych i rowerzystów. W stosunku do tego, z czym mamy do czynienia dziś będą to ograniczenia odczuwalne. Dotkną mieszkańców i naruszą ich przyzwyczajenia, choć bez wątpienia obronią miasto przed tak zwanym „ruchem wzbudzonym”, kiedy kierowcy aut osobowych ruszą tunelem na Uznam, aby zrobić zakupy, załatwić mniej lub bardziej ważne sprawy lub po prostu przejechać się pod rzeką z ciekawości.

            Dlatego warto rozważyć ten scenariusz – a zwłaszcza kompromisową „zrównoważoną” koncepcję ruchu w mieście, godzącą interesy pieszych
i kierowców i wziąć udział w konsultacjach społecznych, które potrwają do końca września.

            Na Państwa propozycje i uwagi czekamy pod adresem konsultacje@um.swinoujscie.pl lub zapraszamy do wrzucania papierowych listów do niebieskiego pudełka  z napisem konsultacje społeczne, które znajduje się na parterze budynku Urzędu Miasta.



Data dodania 02 września 2021